Zapomniane kamienne krzyże Lidia Świder

  Zapomniane kamienne krzyże. Porzucone przez pamięć ludzką. Rozsiane pośród lasów, łąk i dalekich dróg. Nieme świadectwo historii. Część z nich to jedyny ślad, jaki pozostał po dawnych wioskach opustoszałych podczas akcji „Wisła”. Przetrwały porosłe mchem, uścielone barwinkiem. Przy drogach, domach, często zamalowane wielokrotnie farbą, obwieszone sztucznymi kwiatami z upływem lat zatracały swoje piękno. Dawniej dekorowane były świeżo zebranymi kwiatami podczas świąt szczególnych. Farba broniła dostępu do napisów na krzyżach, z których tak wiele można odczytać.

Zapewne nie zostałyby tak dokładnie opisane i skatalogowane gdyby nie pasja i wrażliwość Grzegorza Ciećki. Rozmiłowany w historii regionu poszukiwał śladów Jana III Sobieskiego. Natchnieniem była płaskorzeźba z fasady pałacu w Wilanowie, przedstawiająca bitwę pod Narolem w1672 r., kiedy Sobieski rozgromił dwa czambuły tatarskie. Kierując się zapiskami Karola Noza sprzed ponad wieku odnalazł w Bruśnie Starym jeden z najstarszych krzyży kamiennych z okresu najazdów tatarskich. Był przysypany ziemią, niewidoczny, z oddali rysowało się jedno ramię przypominające kamień. Intencją jego wystawienia była najprawdopodobniej ochrona przed morowym powietrzem. Wierzono, że zaraza przybywa z wioski do wioski. Dlatego też stawiany był przy ich wlotach. Krzyż został postawiony dzięki pomocy przyjaciół z Oddziału Rozpoznawczo Badawczego, małej grupie ludzi zafascynowanych pięknem i przyrodą Roztocza, do której należy sam pasjonat. Ciekawość odkrycia krzyża postawionego na pamiątkę Jana III Sobieskiego przeobraziła się w pasję, która nie pozwoliła już ominąć żadnego innego.

Grzegorz Ciećka zinwentaryzował ponad 600 kamiennych krzyży, odrestaurował blisko 30. Przemierzył całą ziemię lubaczowską, pragnąc ocalić je od zapomnienia. Nikt wcześniej nie uczynił nawet próby opisania wszystkich krzyży kamiennych z tego rejonu. Doceniony został przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, który przyznał mu dwukrotnie stypendium.

Rok spędzony w wojsku, w jednostce „Misji specjalnych” nauczył go pokory, ale i niezłomności.  Na jego stronie internetowej każdy krzyż został opisany i sfotografowany. Określone jest miejsce, współrzędne oraz zawarta inskrypcja. Niekiedy napisy są nieczytelne, zbyt płytko ryte bądź zamalowane grubą warstwą wapna lub farby. Początkowo posługiwał się nożykiem by odnaleźć ukryte litery, krok po kroku odczytując słowa. Po pewnym czasie skorzystał z precyzji współczesnych narzędzi. Zdarza się, że czytelne są jedynie pojedyncze litery bądź cyfry.

  Najstarszy skatalogowany przez niego krzyż bruśnieński datowany jest na 1672 r. Odnaleziony w dawnym przysiółku Szałasy, nieopodal Brusna Starego przez Michała Kołodzieja, który w poszukiwaniu poroża odnalazł rzecz bezcenną. Najprawdopodobniej stanął na miejscu zbiorowej mogiły, z dala od świątyni i cmentarza, na końcu wsi. Krzyż jest niesymetryczny, bez podstawy. Dzisiaj mógłby zostać uznany za prymitywny.

Powody fundacji krzyży były różne. Zniesienie pańszczyzny w Galicji w roku 1848, ustąpienie zarazy czy szczęśliwy powrót z wojny. Najczęściej pojawiają się inskrypcje: „Zbaw Panie lud Twój i błogosław dziedzictwu Twemu” oraz „Na chwałę Bogu”. Niekiedy ich brak. Tak jak na figurze stojącej niedaleko nieistniejącej już wsi Sieniawka. Dzięki relacji rodziny Grzegorz odtworzył historię fundacji krzyża.

Nadleśniczy Julian Dyhdalewicz wyjechał na inspekcję lasów. Był rok 1919. Został przypadkowo postrzelony przez patrol Wojska Polskiego. Odwieziony do leśniczówki, zmarł wieczorem. Rodzina postawiła kamienny krzyż na miejscu wypadku.

W Oleszycach zaś zachowała się zrujnowana figura pochodząca z 1901 roku, nie sposób dziś określić jak wyglądała. Według opowieści ludzi tam mieszkających, w czasie zarazy został w tym miejscu wykopany dół, do którego wrzucano chorych razem z łóżkami. Te i inne historie popadłyby w zapomnienie jak i te krzyże pozostawione samym sobie. Niestrudzona praca jednego człowieka przywraca pamięć i godność.

„ Krzyż był praktycznie nie do odnowienia… ale ktoś musiał się na niego uwziąć i jednak tego dokonał.”  Fragment tekstu Grzegorza Ciećki. Recz dotyczy krzyża z Rudki. Tym kimś, był on sam. Zadziwiająca jest jego skromność. Kopczyk gruzu pomijany przez wszystkich, lekceważony i pozostawiony, wzbudził w nim ciekawość. Słowa Leona, który wcześniej skleił krzyż w Nowym Bruśnie nie zniechęciły. Nie pozostawiały jednak nadziei. Usłyszał wtedy: „ Nic nie da się z tym zrobić.” Dokonał rzeczy, w którą nikt nie wierzył.

  Najbardziej rozpoznawalnym kamiennym krzyżem bruśnieńskim w Polsce jest ten datowany na rok 1912, dzięki historii i staraniom Grzegorza. Usytuowany jest w Starym Dzikowie przy ulicy Kościuszki. Historia jego sięga II Wojny Światowej, kiedy to sowiecki żołnierz powziął myśl szaloną. Stanął naprzeciwko krzyża, wykrzykując: Ja budu strilaju do polskiego Boha. Wystrzelił, kula trafiła Chrystusa w pierś. Odpadły ramiona. Krzyż pękł. Buta nie trwała długo. Niemiecki samolot zwiadowczy widząc strzelającego posłał serię pocisków. Grzegorz Ciećka podjął się renowacji krzyża. Na prośbę mieszkańców pozostawił ślad po kuli. Na swojej stronie internetowej napisał, że krzyż poddany został renowacji. Nie wspomniał swoim zwyczajem o sobie. Stary Dzików nie jest już miejscem nieznanym, przyjeżdżają tu ludzie w jednym celu, aby ujrzeć ten wyjątkowy krzyż.

Inne, mniej znane, zinwentaryzowane przez Grzegorza, stoją na prywatnych posesjach. Starsi obawiają się, że po ich śmierci krzyże znikną. Bezmyślne dzieci czekają chwili, kiedy będą mogły pozbyć się starego kamiennego krzyża. Będą miały poważny problem. Teraz z powiatu lubaczowskiego nie ma prawa zniknąć ani jeden krzyż. Wszystkie są skatalogowane. Ani jeden nie jest pominięty. Jeżeli ktoś wpadnie na podobny zamysł, nie ujdzie to naszej uwadze. Mojej w szczególności.

Bezcenne świadectwo naszej historii przetrwa dzięki poświęceniu jednego tylko człowieka. Powiat lubaczowski liczy 56 000 tys. mieszkańców. Nikt nawet nie pomyślał o takim planie. Jeden z pięćdziesięciu sześciu tysięcy mieszkańców go urzeczywistnił.

Kiedy opowiadał o kamiennych krzyżach odniosłam wrażenie, że mówi o rzeczach najdroższych jego sercu. Wiele z nich to kamieniarskie dzieła sztuki. Myśli o wyznaczeniu szlaku, którego drogowskazami staną się kamienne krzyże bruśnieńskie. Drogi, dróżki wiodące do nich, niekiedy w leśnych ostępach, spowite bluszczami. W cieniu drzew paprocie, przylaszczki i kopytniki. Mam nadzieję, że będzie nosił jego imię.