Puszcza zroszona krwią Lidia Świder cz. I

„Przechodniu powiedz światu, że ci którzy tu spoczywają Polsce wierni byli do końca…” – Napis na płycie umieszczonej u podstawy pomnika na cmentarzu partyzanckim w Osuchach.

  Puszcza Solska. Uroczysko Maziarze. Ostatnie dni okrążenia. Bagna. Szuwary. Pośród nich bezradni partyzanci. Świadomi godzin dzielących ich od śmierci. Paraliżujący strach. Najcichszy szelest budzi lęk. Wsłuchiwanie się w odgłosy puszczy staje się udręką. Zanurzeni w trzęsawiskach po szyję. Ranni, spragnieni, pijący wodę z bagien, wśród pijawek i komarów. Tracący przytomność. Mijająca doba. Kolejna. Gorączkujący. Wielu toczonych gangreną, z ranami pokrytymi robactwem. Większość pozostanie tu na zawsze. Moczary pochłoną ich ciała. Inni zostaną wykryci przez Niemców. Bestialsko zamordowani. Tak jak i ci, którzy szukali schronienia w gęstych konarach jodeł i świerków. Przywiązani pasami do pni, które strzec miały nocą ciała bezwolnego. Odgłosy strzałów. Ujadające głosy psów. Ukryci w schronach już ich nie opuszczą. Nie poznamy wszystkich nazwisk.

 „Zaszywam się w bagno i wodę po szyję. Głowę okrywam liśćmi paproci i tak leżę bez jedzenia i opatrunku dwa dni. Niemcy przechodzą tuż, tuż. Słyszę jęki dobijanych rannych partyzantów. Gorączka pali, piję obrzydliwą wodę z bagna” – wspominał Stanisław Radzyński „Cikotka”.

  Największa partyzancka bitwa na ziemiach polskich podczas II wojny światowej stoczona została w Puszczy Solskiej. Bitwa pod Osuchami nazywana bywa też rzezią dla uzmysłowienia tragedii, jaka się tutaj rozegrała 76 lat temu. W 1944 roku, 30-tysięczna armia niemiecka okrążyła ponad 4 000 żołnierzy Armii Krajowej, Batalionów Chłopskich, Armii Ludowej i partyzantki radzieckiej. Z każdym dniem pierścień się zacieśniał. Rozkaz dowódcy AK i BCh mjra Markiewicza nie pozostawiał nadziei. Decyzja dotycząca cofania się oddziałów partyzanckich w głąb puszczy do dziś budzi kontrowersje. Wiara w to, że Niemcy nie zapuszczą się w dziewicze, nieznane im rejony była mrzonką.

  Nie sposób ogarnąć tej tragedii, pominąwszy wcześniejszą. Cofnijmy się o dwa lata. W ramach Generalnego Planu Wschodniego Niemcy w 1942 r. przystąpili do masowego wysiedlenia ludności polskiej z Zamojszczyzny, leżącej w dystrykcie lubelskim Generalnego Gubernatorstwa. Akcja objęła powiaty: tomaszowski, zamojski, biłgorajski i hrubieszowski. Na ziemiach tych miał powstać czysto niemiecki pas osadniczy. Bastion niemczyzny. Wioski zostały brutalnie spacyfikowane. Dziesiątki z nich zrównano z ziemią. Tysiące ludzi poniosło śmierć. Aby uzmysłowić bestialstwo Niemców, wspomnę o wsi Szarajówka, w której mieszkańcy zostali zamknięci w budynkach gospodarczych, które zostały podpalone. Spłonęło żywcem 58 ludzi. Nasilały się zmasowane egzekucje, zwłaszcza w powiecie biłgorajskim i zamojskim. 30 tysięcy dzieci z Zamojszczyzny zostało odebranych rodzicom. Wiele zginęło podczas transportu w bydlęcych wagonach. Część poddana została eksperymentom medycznym. Na końcu zabijana zastrzykiem z fenolu. Te, które spełniały kryteria rasowe wywożone były do Rzeszy w celu germanizacji.

 Niemcy wysiedlili 110 tysięcy mieszkańców. Część trafiła do obozu na Majdanku. Wielu zginęło w obozach przejściowych, w Zamościu i Zwierzyńcu. Pozostałych wywieziono na przymusowe ro-boty do Niemiec.

 Opustoszałą Zamojszczyznę zasiedlać zaczęli osadnicy niemieccy. Wśród nich Volksdeutsche z Rumunii, Jugosławii, Ukrainy i krajów nadbałtyckich.

 Represje niemieckie wzmagają ataki odwetowe partyzantów. Oddziały AK i BCh rosną z każdym dniem w siłę. Wstępują do nich młodzi mężczyźni, często osiemnasto-, dziewiętnastoletni, którymi nie kieruje chęć zemsty za krzywdy poniesione przez ludność Zamojszczyzny, lecz pragnienie walki ze znienawidzonym okupantem. Bazą, ale i schronieniem staje się Puszcza Solska. Utworzono w niej nawet szpital polowy ukryty pod kryptonimem „665”. Akcje dywersyjne stają się coraz częstsze, dotyczą głównie arterii komunikacyjnych. Partyzanci atakowali transporty, wysadzali mosty, pociągi, zrywali tory kolejowe. Wiele dróg było nieprzejezdnych. W wyniku ataków na urzędy gminne, posterunki żandarmerii, policji ukraińskiej i granatowej, tartaki, zakłady przemysłowe, niemiecki aparat administracyjno-gospodarczy przestaje funkcjonować. Generalny Gubernator Hans Frank stwierdził, że dystrykt można wykreślić z wszelkich planów aprowizacyjnych i rolnych.

 Wiosną 1944 r. powiat biłgorajski niemal w całości został opanowany przez partyzantów. Kolumny niemieckie poruszały się jedynie pod konwojem. Na drogach pojawiły się tablice z napisem: Zagrożenie bandytyzmem! Nie poruszać się samodzielnie! Broń palną mieć w pogotowiu! Z Biłgorajem Niemcy utrzymywali łączność jedynie lotniczą. Puszcza, nad którą tracili kontrolę, stała się zagrożeniem dla cofających się pod naporem Sowietów wojsk hitlerowskich. Już w maju znajdowały się w niej siły różnych formacji liczące 5500 partyzantów. Dodatkowo po wsiach rozsiane były uzbrojone placówki. Rząd Generalnej Guberni, który nie był w stanie zlikwidować miejsc oporu, zwrócił się do Naczelnego Dowództwa, które wyasygnowało dwie dywizje rezerwowe i jedną ochronną. Dochodziły do tego dwa bataliony ochrony, pododdział armii pancernej i pułk strzelców oraz samoloty zwiadowcze i bombowe. Wspomnieć należy też o kawalerii dr Dolla, składającej się z Kałmuków i Tatarów pozostających na służbie niemieckiej.

 Gestapo w Biłgoraju zwiększyło swój stan etatowy z 25 do 60 ludzi. Zaangażowało całą swoją siatkę wywiadowczą. Dzięki szpiegom, którzy penetrowali lasy, zdołali zebrać wiadomości dotyczące sił i ruchów partyzanckich. Wzmógł w tym czasie swoją działalność wywiad i kontrwywiad Armii Krajowej. Informacje o przygotowywaniu wielkiej akcji pacyfikacyjnej do-tarły do oddziałów partyzanckich z okręgu AK. Akcja „Sturmwind I” (Wicher), której celem było całkowite zniszczenie oddziałów partyzantki radzieckiej i Armii Ludowej, rozpoczęła się 9 czerwca. Obejmowała lasy lipskie i janowskie. Oddziały partyzanckie wyrwały się z okrążenia w bitwie na Porytowym Polu. Operacja zakończyła się fiaskiem.

 Do drugiego uderzenia Niemcy przygotowali się znacznie staranniej. Operacja „Sturmwind II” musiała się powieść. Oddziały niemieckie 18 czerwca okrążyły Puszczę Solską na linii Zwierzyniec – Biłgoraj – Tarnogród – Lubliniec – Ruda Różaniecka – Susiec – Krasnobród – Zwierzyniec. Partyzanci znaleźli się w kotle o rozmiarach około 30 na 50 km. Plan zakładał, że w ciągu dnia oddziały niemieckie będą posuwać się do przodu, zacieśniając pierścień okrążenia. Przed nastaniem nocy miały się okopywać, umacniając zajęty teren, nie dopuszczając w ten sposób do przedarcia się partyzantów przez pierścień obławy. Linia na południe, wzdłuż Tanwi, została silnie umocniona. Celem miało być zepchnięcie partyzantów do jej odcinka. W tych warunkach sforsowanie rzeki nie było możliwe.

20 czerwca przed ostatecznym starciem odbyła się narada dowódców oddziałów radzieckich i AL pod przewodnictwem ppłk. Prokopiuka. Ustalono, że ugrupowania będą walczyć oddzielnie. AK i BCh pod dowództwem mjra Edwarda Markiewicza „Kaliny” miały prowadzić walki ruchome, ewentualnie cofać się w głąb puszczy.

 Oddziały radzieckie i AL zaopatrywane były w sprzęt bojowy i radiostacje, przy pomocy zrzutów. Wyposażeni w broń maszynową, mogli jedynie budzić zazdrość w oddziałach AK i BCh. Przestarzałe pistolety i karabiny sprzed 1939 r. stanowiły główne ich uzbrojenie. Wprawdzie samoloty RAF dokonywały zrzutów dla AK, jednak całe uzbrojenie pozostawało w wyłącznej dyspozycji mjra Markiewicza, który kategorycznie odmawiał jego przydzielenia. Już w czasie trwania walk dochodziło na tym tle do nieporozumień między nim a innymi dowódcami. Fakt ten wytłumaczyć jedynie można odgórnymi rozkazami Komendy Głównej AK, związanymi z akcją „Burza”.

 Wspomnijmy, że w dniach tych aktywność lotnictwa niemieckiego nasiliła się. Masywy leśne patrolowane były przez całą dobę. Zauważone oddziały partyzanckie ostrzeliwano. Kałmucy rozstrzeliwali, gwałcili, palili gospodarstwa. Mężczyźni i kobiety kierowani byli na przymusowe roboty do Niemiec. Preludium, które zwiastowało zagładę.