Jak to często bywa, sposobną uczczeniu pamięci wybitnego naukowca rocznicę – w 2016 r. minęło 90 lat od jego śmierci – przegapiono, zasługującej na wspomnienie postaci profesora Juliana Schramma nie wywołał z niepamięci nikt. Szkoda, lecz czasu cofnąć się nie da; można jedynie odrabiać zaległości.
Julian Schramm urodził się w Lubaczowie 5 stycznia 1852 r. Młode lata spędził w Przemyślu – tam skończył gimnazjum; osierocony przez ojca w wieku lat 16 sam zarabiał na swoje utrzymanie korepetycjami, udzielanymi zamożniejszym kolegom – by po maturze wyjechać do Lwowa i tam, na Uniwersytecie Franciszkańskim, studiować w latach 1870-1876 teologię, a następnie nauki matematyczno-przyrodnicze.
Edukację uwieńczył w 1882 r. tytułem doktorskim w dziedzinie nauk chemicznych, dwa lata później osiągnął kolejny poziom kariery naukowej: habilitację. Przedstawiona w celu uzyskania tytułu doktora habilitowanego praca, opublikowana w 1885 r. pod tytułem „Podręcznik analizy chemicznej jakościowej”, aż do wybuchu II wojny światowej pozostawała głównym źródłem na–uczania w szkolnictwie powszechnym.
Starania o doktorat Julian Schramm godził z pracą nauczycielską w lwowskich szkołach – między 1876 a 1884 rokiem zatrudniony był jako wykładowca chemii i języka niemieckiego w prywatnym gimnazjum, wyższej szkole realnej i (na koniec) w III Gimnazjum im. Franciszka Józefa. W 1882, po otrzymaniu stopnia doktora, obowiązki nauczycielskie zaczął łączyć z obowiązkami asystenta uniwersyteckiego profesora chemii Bronisława Radziszewskiego, aż w 1884 objął samodzielną posadę docenta chemii organicznej – i piastował ją przez 7 lat. W 1891 r. władze Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie powierzyły mu stanowisko profesora nadzwyczajnego nowo utworzonej katedry chemii II (przemianowanej w późniejszym czasie na katedrę chemii organicznej); jego pierwszym obowiązkiem było zorganizowanie pracy katedry od podstaw. Z powierzonej mu misji wywiązał się snadź dobrze, gdyż po trzech latach nadano mu status profesora zwyczajnego. W latach 1900-1910 zasiadał w Komisji Historii oraz Bibliografii Nauk Matematycznych i Przyrodniczych Akademii Umiejętności w Krakowie.
Lubaczowianin trwale zapisał się w dziejach Wszechnicy Jagiellońskiej – nie tylko dlatego, że był jej profesorem, że zaliczono go do grona współzałożycieli Studium Rolniczego UJ (prekursora dzisiejszego Uniwersytetu Rolniczego), czy że na jedną kadencję wybrany został dziekanem Wydziału Filozoficznego. Przede wszystkim bowiem pamięta mu się, że stworzył w Krakowie silną szkołę chemiczną, w której wychował wielu najwyższej klasy luminarzy nauki, profesorów uniwersytetów i politechnik, wybitnych specjalistów w zakresie górnictwa naftowego, balneologii i rolnictwa. W historii UJ zapisano też, iż jako pierwszy wykładał elementy fizyko-chemii.
Ceniony za dar wymowy, nietuzinkowe zdolności pedagogiczne, umiejętność wyprowadzania ścisłych i logicznych wywodów myślowych, znany w świecie dzięki publikacjom w naukowych periodykach Berlina, Lipska i Wiednia naukowiec rozstał się z uniwersytetem w 1910 r., kiedy ustąpił ze stanowiska z powodu nie najlepszego stanu zdrowia. Lata emerytalne spędził w położonej na pograniczu Beskidu Niskiego i Bieszczadów wsi Olchowa, będącej wianem jego żony, Józefy z domu Bugiel. Tam odzyskał nadwątlone siły i włączył się do życia społecznego. Zasiadał m.in. w zarządzie Towarzystwa Gospodarskiego we Lwowie, prezesował w Lesku powiatowemu Kołu Rybackiemu. W wolnych od obowiązków – wśród których na poczesnym miejscu stało administrowanie majątkiem ziemskim – chwilach zajmował się muzyką (grał na fortepianie i śpiewał), wzbogacał gromadzoną od lat kolekcję entomologiczną.
Prof. dr hab. Julian Schramm zmarł w Olchowie (tak właśnie Schrammowie nakazywali odmieniać nazwę wsi: nie w Olchowej, lecz w Olchowie) 30 marca 1926 r. Zgodnie z ostatnią wolą pochowano go koło przydrożnej kapliczki, stojącej na dworskim gruncie; kiedy jednak jego syn Wiktor Franciszek (profesor ekonomii Uniwersytetu Poznańskiego i Wyższej Szkoły Rolniczej w Poznaniu) założył w Tarnawie Górnej cmentarz rzymskokatolicki, ekshumowaną trumnę ze zwłokami urodzonego w Lubaczowie naukowca tam właśnie przeniesiono.
A co – zostawiając najciekawsze na koniec – poza aktem urodzenia łączyło wybitnego naukowca z Lubaczowem? Przede wszystkim rodzina: był synem Franciszka, potomka niemiecko -austriackiego rodu, wywodzącego się (jak głosi tradycja Schrammów) z Norymbergi, skąd po wypędzeniu podczas wojen religijnych przodkowie profesora trafili do Czech – by następnie rozgałęzić się po całym niemal cesarstwie austriackim.
Do Galicji przybyli najprawdopodobniej na fali kolonizacji józefińskiej. Poszukujący swego czasu korzeni i familijnych paraleli Ryszard Wiktor Schramm (także profesor – Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu: z wykształcenia chemik oraz biolog, znany jako biochemik i fizjolog roślin, z zamiłowania wspinacz wysokogórski, podróżnik tudzież polarnik; jego sukcesorem jest syn, prof. dr hab. Tomasz, historyk, ale także wspinacz i polarnik, a poza tym… konsul honorowy Republiki Francuskiej) wyśledził, że pod koniec XVIII i na początku XIX w. noszący jego nazwisko obywatele Królestwa Galicji i Lodomerii mieszkali w okolicach Drohobycza, Sambora, Kołomyi oraz w Jarosławiu.
Zgodnie z jego ustaleniami, pierwszym lubaczowskim Schrammem był najprawdopodobniej Johann Georg (1773?-1827?), żonaty z Agnieszką (Agnes) Weber wywodzącą się z miejscowości Hermansdorf (niewykluczone, że tej, która leżała w Siedmiogrodzie, czyli w Transylwanii). Czym się zajmował – nie wiadomo; wiadomo tylko, że w 1801 r. przyszedł na świat (najprawdopodobniej też w Lubaczowie) jego syn Franz, posługujący się w późniejszych latach spolszczonym imieniem Franciszek.
Franciszek Schramm, mieszkający po osiągnięciu dojrzałości w lubaczowskim domu o numerze 343, prowadził ponoć w tym mieście aptekę – aczkolwiek, jak podawał jego prawnuk Ryszard Wiktor, odnotowywany bywał wielokrotnie w księgach metrykalnych (w charakterze ojca chrzestnego) jako servus magistratis, revisor, vaber campanorum; innymi słowy, pracownik magistratu. Franciszek był dwukrotnie żonaty: po śmierci pierwszej żony, Barbary z Grosmannów (1803-1848), z którą spłodził dwoje wcześnie zmarłych dzieci, Marię i Fran-ciszka Fabiana, wziął ślub z Praksedą (Paraskewią) z domu Kraus (urodzoną w 1821 r.),wyznawczynią religii greckokatolickiej.
Pozorna w jej przypadku sprzeczność – niemieckie nazwisko, wschodnie wyznanie – niekoniecznie musi być sprzecznością sensu stricto: na pograniczu kultur i religii normą było stoso-wanie w mieszanych małżeństwach zasady, iż potomstwo płci męskiej chrzczone było w obrządku ojca, natomiast progenitura płci żeńskiej dziedziczyła wyznanie po matce. Prakseda Kraus mogła więc być córką kolonisty narodowości niemieckiej bądź austriackiej, żonatego z miejscową dziewczyną, czarnobrewą, czarnooką Rusinką. Zasadzie tej zadość uczynili także Schrammowie, Franciszek i Prakseda: ich synowie Julian (urodzony w 1852 r.) oraz wcześnie zmarli Józef (1856) i Jan Emil (1859) ochrzczeni zostali w kościele, córki zaś Teofila (1854) i Anna Józefa (1862) – w cerkwi; obie zresztą wyszły w późniejszym czasie za mąż za Rusinów, deklarujących się w XX wieku jako Ukraińcy.
Związki Schrammów z Lubaczowem zerwały się ostatecznie po śmierci Praksedy z Krausów Schrammowej, zmarłej w 1876 r., czyli 8 lat po zgonie męża, całkowicie od dawna spo-lonizowanego potomka niegdysiejszych norymberczyków. Została tylko – albo: tylko i aż – pamięć. Oraz dokonania wybitnego profesora, noszącego Lubaczów w metryce. Który – jeśli bywa z miastem znad Sołotwi kojarzony – to wyłącznie jako chlubny jego rodak. Przynoszący Lubaczowowi splendor.