Dawna synagoga Stanisław Obirek

 Tym razem zacznę od Cieszanowa, o którym już przy okazji wakacyjnych wspomnień pisałem. Dzienny Dom Opieki Społecznej w dawnej synagodze nie tylko działa, ale jest regularnie odwiedzany przez najstarszych mieszkańców miasteczka, którzy dzięki rehabilitacji polepszają jakość swego życia, a dzięki różnorodnym wspólnym zajęciom odzyskują radość i sens codzienności. Tak oto dom modlitwy dawnych żydowskich mieszkańców wpisuje się w żydowskie przesłanie – tikkun olam – naprawianie świata.

  Przypomnijmy. Cieszanowska synagoga ma ponad 110 lat. Zdewastowana w czasie wojny służyła przez lata jako magazyn zboża i nawozów sztucznych. Była w fatalnym stanie. Władze miasta otynkowały budynek i wykonały nowy dach. Nie miały jednak pomysłu na jego zagospodarowanie. Teraz powstaje tu Dom Dziennego Pobytu dla Seniorów. Koszt adaptacji oszacowano na ponad 950 tysięcy złotych; z tego 700 tysięcy złotych to unijna dotacja.Gdy do wyszukiwarki wpisze się hasło Dom Opieki Społecznej w dawnej synagodze, to okazuje się, że takich domów jest więcej: w Sochaczewie, Zabrzu… pewnie można wyliczać. Są tacy, którzy kręcą no-sem, że to nie wypada, by w dawnym domu modlitwy odbywały się takie świeckie spotkania. Ale jeśli przyjąć, że ciało jest przybytkiem ducha, to może takie przeznaczenie nie jest sprzeczne z pierwotnym zamysłem.

 W każdym razie to na pewno lepsze wykorzystanie niż restauracje, knajpy czy puby – nie wspominając już o zwyczajnej ruinie i budowaniu innych obiektów wymazujących pamięć o dawnych mieszkańcach.W moim rodzinnym Narolu, poza ogrodzonym miejscem kirkutu nic się nie zachowało, więc jak na razie nie ma pomysłu jak przywrócić pa-mięć o żydowskich. Choć jest dwóch pasjonatów, którzy robią wszystko by tę pamięć przywołać pamięć. Pan Henryk Wolańczyk, emerytowany nauczyciel historii i autor popularyzujących artykułów w lokalnym „Kresowiaku”, przy każdej okazji informuje mnie o wizytach potomków ocalałych z Zagłady, bądź przedwojennych emigrantów.Tym razem opowiedział mi o odwiedzinach kilkunastoosobowej grupy Żydów z Nowego Jorku, w tym starego rabina, który opuścił Narol jako kilkuletnie dziecko…

 Jest też dentysta, który wrócił ze Szwecji po latach emigracji, dr Jan Zuchowski, który swoją znajomość opiera na relacjach ustnych swoich rodziców i starszych mieszkańców miasteczka. Te wersje nie zawsze się zgadzają, więc i powodów do zwady nie brakuje. Bezpieczniejszy teren badawczy wybrał profesor Henryk Gmiterek, wykładowca z UMCS, który własne kompetencje opiera na znajomości archiwów. Pochodząc z Narola Wsi, przyjeżdża nie tylko na wakacje, ale i na organizowane konferencje, by przybliżać lata dawnej świetności Florianowa (tak do tragicznego zniszczenia przez wojska Chmielnickiego nazywał się Narol) i jego wielokulturowe dziedzictwo. O Józefowie też już pisałem jako jednym z miast objętych festiwalem „Śladami Singera” organizowanego od lat przez Teatr NN z Lublina.

 Tym razem w odrestaurowanej synagodze zobaczyliśmy spektakl – monodram, oparty na jednym z najbardziej znanych opowiadań Singera „Gimpel Głupek” w wykonaniu artysty z Tel Awiwu, założyciela i dyrektora teatru Nefesz, Howarda Ryppa.Po spektaklu artysta opowiadał o swojej fascynacji twórczością Singera i zacytował jego powiedzenie, że prawdziwa literatura jest uniwersalna dlatego, że jest głęboko lokalna. Obejrzeliśmy przy okazji odnowiony (za pomocą unijnych pieniędzy) Rynek. Aż dziw skąd te antyunijne nastroje, o których tyle się mówi i piszę, skoro miasteczka i wsi właśnie dzięki tej „groźnej Unii europejskiej” stają się naprawdę częścią europy zachodniej. Być może lokalnym sceptykom chodzi o „niebezpieczeństwo utraty monopolu na polskość”, która okazuje się o wiele bogatsza niż tylko mit żołnierzy wyklętych i do-mniemane zasługi kilku lokalnych działaczy rządzącej partii.

 Ciekawy był też dzień spędzony w Biłgoraju, który już się otrząsnął po radykalnej kuracji, której byliśmy świadkami kilka lat temu.Wszędzie można było swobodnie dotrzeć, a pani w informacji turystycznej przez kilkanaście minut tłumaczyła nam co trzeba koniecznie zobaczyć w mieście, w którym niestety niewiele się zachowało po wojennych zniszczeniach. Poza kilkoma kościołami wszystko powstało już po wojnie, bezpowrotnie zaginął też żydowski Biłgoraj. Jednak zachował się w literaturze dzięki geniuszowi Singera, którego mieszkańcy upamiętnili nie tylko ulicą, ale i ławeczką w parku z jego postacią. Miasto na swojej stronie nie chwali się inicjatywą kilku miejscowych bogaczy (w tym najbardziej rozpoznawalnej postaci Janusza Palikota) rekonstrukcji Miasteczka Kresowego.Jednak głównym pomysłodawcą jest lokalny biznesmen Tadeusz Kuźmiński, producent win musujących. Zgodnie z zasadami biznesowymi chce, by nie był to skansen ale zarabiające na siebie miasteczko. Choć projekt powstał już w 2005 roku, to jeszcze jest daleki od ukończenia.

  Zaciekawia jednak sam pomysł: kresowe miasteczko, otoczone niezbyt kresowymi blokami. Może w tym kontraście jego urok? Rzecz o tyle ciekawa, że projekt otrzymał unijną dotację w wysokości 24 milionów złotych. Koźmiński powiada, że – „Za otrzymane teraz dofinansowanie odbudujemy spalony XVIII w. młyn wodny przy rzece Biała Łada. Powstaną też dwie restauracje: z kuchnią żydowską i kresową kuch-nią regionalną, gdzie prowadzone będą warsztaty gastronomiczne, a goście dostaną lokalne napoje, nalewki czy potrawy przyrządzone w oparciu o stare receptury – wylicza Kuźmiński. – W Miasteczku powstanie też hotel z 48 pokojami nawiązujący stylistyką i architekturą do kultury kresowej, zwłaszcza żydowskiej. Zbudujemy też bardzo ciekawy obiekt z odnową biologiczną i rehabilitacją ortopedyczną, neurologiczną oraz uroginekologiczną. Będzie on się znajdował w Domu Kupca. Powstaną też uliczki dojazdowe i wybrukowany ostanie Rynek Żydowski”.