Wspomnienia z moich lat dziecinnych i młodości Władysław Swatek

  W stołówce śniadanie, dwie kromki chleba posmarowane cieniutko smalcem, marmoladą albo margaryną i czarna kawa. Na kolację to samo. Obiady są marne, mięsa w nich nie widać. Gdy dostałem pierwszą wypłatę to czasem dokupiłem  sobie coś w sklepiku, który jest w PGR-ze. W sobotę wyjeżdżają wszyscy murarze i wozacy, zostaję sam w baraku. W nocy przy piecyku siedzi Gałuszko i całą noc pali w piecyku, węgla nie brakuje, leży na kupie przy baraku. Nie wyjeżdżają  panny z Równi, bo jest daleko. Jedna mieszka z narzeczonym, druga  sama i chodzi do niej traktorzysta, który zawsze jest cały przesiąknięty smarami i ropą. Traktor to Ursus, w pierwszej wersji, zapalany kierownicą. Stary grat nazywany bamakiem. Wciąż go naprawia i jak go czasem zapali to słychać na całą okolicę.

Jest Wszystkich Świętych, wszyscy wyjeżdżają do domu. Wozak Grzegorz mówi: co będziesz siedział sam, jedź do mnie. Jadę z nim kilka godzin po górach, dolinach. Przyjeżdżamy wieczór, dom jest stary kryty słomą. Po kolacji Grzegorz mówi, zaprowadzę cię na strych domu, tam będziesz spał na sianie. Bierze latarkę na naftę leziemy z komory drabiną na siano. Kładę się, a Grzegorz idzie do narzeczonej. Nie mogę zasnąć i boję się, bo jest całkiem ciemno, piszczą myszy i coś szeleści w sianie. Nad ranem przychodzi Grzegorz i czuć od niego wódkę. Kładzie się koło mnie i zaraz zasypia. Na drugi wieczór znowu idzie do narzeczonej, ja siedzę za stołem. Przychodzi dziewczyna chyba w moim wieku siada na ławie przy piecu i rzuca co jakiś czas we mnie grochem. Myślałem, że chce porozmawiać ze mną i jak wychodzi, wychodzę za nią, z rozmowy nie bardzo co wychodzi, bo jest dzika, tak jak Bieszczady. I znowu strych do spania. Rano wyjeżdżam z Grzegorzem do Rajskiego.

 Przychodzi Jasio, nikt nie wie skąd pochodzi ani jak się nazywa, wszyscy mówią na niego Jasio. Nigdzie nie pracuje, wszyscy go znają bo chodzi od PGR-u do PGR-u, dają mu w stołówce jeść. Bierze z budowy zaprawę i cement. Chodzi i poprawia kapliczki, bo są podziurawione kulami. Robi drewniane krzyże i stawia przy drogach. Widziałem ciężki jesionowy krzyż, który postawił sam. Na środku palcu PGR-u są ruiny i obok stoi żelazny krzyż. Mówią, że tu stał klasztor. W niedzielę rano Jasio odprawia mszę pod krzyżem i mówi kazanie, przechodzi koło niego kowala żona niosąc wodę, Jasio wskazuję na nią ręką i mówi podniesionym głosem: Oto Ci co bluźnią przeciw Bogu. Według niego to wszystko zło pochodzi od kobiet.

 Przenosimy się z baraku, w którym mieszkaliśmy i w którym hula wiatr do baraku gdzie jest stołówka. Jest dużo lepiej. Często wieczorami przychodzi Jasio do naszego mieszkania, namawiają go, żeby odprawił mszę, nie wolno się śmiać, bo się obraża i wychodzi. Odprawia i gdy mówi kazanie często zwraca się do mnie i mówi: ukochana młodzieży. Zaczepiają go panny, broni się odpycha i mówi, ze są to pokusy. Jasio wynalazł sposób na panny, nosi cement w kieszeni i gdy któraś zbliża się do niego, sypie cementem w oczy. Któregoś dnia znika, poszedł za swoim przeznaczeniem.

Na poddaszu w bliźniaku mieszka młode małżeństwo, odnoszą się do mnie bardzo przyjaźnie. Spotykamy się codziennie w stołówce, mówią  żebym przyszedł do nich. Przychodzę wieczór na poddasze, malutkie mieszkanko w którym nie ma nic tylko drewniana prycza ze słomą, prześcieradło, dwa koce, zagłówek i drewniany większy taboret, który służy za stół. Rozmawiamy i myślę, że mnie tak jak i ich, to nie dobrobyt rzucił do tego PGR-u. Żal mi ich, bo nie ma tam żadnego pieca ani kuchni.

 Wyjeżdżają wszyscy na inne budowy, zostaje jeden murarz kawaler – Romek, jest zdolny, prowadzi prace wykończeniowe i stawia piece kaflowe. Jest nas dwóch pomocników, mieszkamy razem. Na stołówkę już nie chodzimy, mamy kuchnię w swoim mieszkaniu i gotujemy sami. Chleb kupujemy w stołówce a inne produkty w sklepie. Miała być wypłata ale nie ma, bo poziom wody w Sanie podniósł się więc kasjer i dwóch milicjantów na koniach nie mogą przejechać przez San. Są po drugiej stronie Sanu w Chrewcie, tam czekają aż woda opadnie.