Zapomniana nekropolia Lidia Świder

  Na cmentarzach żydowskich panuje cisza, spokój zakłócić może  jedynie pieśń snująca się między zapomnianymi macewami. Skarga narodu wybranego, który czterdzieści lat tułał się po  pustyni z nadzieją odnalezienia drogi do Ziemi Obiecanej.  Pokolenie, które wyszło z domu niewoli nie dotarło do niej. Kolejne dopiero osiągnęło cel. Na grobach pogrzebanych bliscy kładli kamienie, nie tylko przez szacunek i pamięć, ale też z obawy przed dzikimi zwierzętami, które rozszarpać mogły szczątki doczesne. Zwyczaj pozostał do dzisiaj.

Po człowieku pozostają wspomnienia, rzeczy też inne, zbywalne. Kiedy odchodzą wszyscy najbliżsi, pamięć zanika. Pozostaje jedynie mogiła, na niej płyta nagrobna, zwana na cmentarzach żydowskich macewą, inskrypcja na niej zapisana w języku hebrajskim pozostanie przez nas nieodczytana.

Charakterystyczne są na nich dwie wyryte litery ”pe” i ”nun”, skrót od hebrajskiego zwrotu ”tu pochowany”. Na macewach nie podawano daty urodzin. Enigmatyczne określenia przybliżyć nam mogły wiek zmarłego. Mąż stary i sędziwy. Wyrwana w młodym wieku. Nie odnajdziemy też na nich wizerunków zmarłych. Przystając przy nich spoglądnijmy na płaskorzeźbę w górnej ich części, każda z nich jest symboliczna. Dzięki nim poznać możemy charakter i zasługi człowieka, który odszedł na zawsze, pozostawiając jednak po sobie ślad nikłej pamięci.

Złączone ręce w geście błogosławieństwa spotkamy na stelach kapłanów. Odnajdując symbol świecy pewni będziemy, że w miejscu tym spoczywa ciało kobiety. W żydowskiej rodzinie to ona zapala szabasowe świece. Złamana świeca oznacza przerwane życie. Motyw skarbonki lub ręki wrzucającej do niej monety wskazuje na człowieka pochylającego nad losem ubogich i pokrzywdzonych. Symboli jest bardzo wiele, zadziwia ich różnorodność.

Świat nam nieznany kryje tajemnice. Nie poszukując wytłumaczenia pozostaniemy w nieświadomości, niekiedy pogardzając. Zwyczaj kładzenia glinianych skorup na oczy zmarłego zadziwia, ma jednak swoje uzasadnienie. W spojrzeniu każdego człowieka czai się zawiść. Pragnienia doczesne czekają wygaśnięcia. Symboliczne zamknięcie oczu kładzie kres wszelkiej nieszlachetności.

Żałoba, zwana sziwą trwała siedem dni. Najbliżsi nie opuszczali swojego domostwa, czekali w swym udręczeniu pocieszenia. Nie zapalano światła, lustra okrywała szlachetna materia. Mężczyźni się nie golili, kobiety nie obcinały włosów. Nie wkładano też skórzanego obuwia. Sziwę mógł przerwać tylko szabas trwający od piątku po zachodzie słońca, do soboty o zmierzchu, bądź święta.

Nekropolia w Lubaczowie powstała na początku XVIII wieku poza obwałowaniem miejskim. Nie posługuję się najczęstszym określeniem: kirkut, pochodzącym z języka niemieckiego, z szacunku. Izraelici unikają tego słowa, miejsce ostatniego spoczynku nazywają domem wieczności bądź domem świata.

Zachowało się na niej 1665 macew. Najstarsza o nieregularnym kształcie pochodzi z 1728 roku. Upamiętnia Itę, córkę Jaka z Lubaczowa. Do dziś pozostała inskrypcja  wykonana ręką sprawnego mistrza. Czas okazał łaskę stelom z wapienia roztoczańskiego, srożej obszedł się z uczynionymi z piaskowca.

  Wiąz górski nie zważa na macewy, z kolejnymi latami pochłania trzy z ponad tysiąca. Nie sposób zaprotestować przeciw prawom natury. Wiosną, przed ukazaniem się liści, pojawiają się na nim maleńkie jasnobrązowe kwiaty… Nie odnajdziemy ich na grobach. Dla izraelitów są symbolem życia. Majestatyczny wiąz osiągnąć może wysokość 40 metrów, przypominając swą liczbą lata spędzone przez naród wybrany na pustyni. Nie wszystko usprawiedliwić można przypadkiem.

Podobnie jak i historii Josefa Hirsza Reinfelda, który w 1930 roku ufundował mur, który ogrodził, otulając cmentarz od świata doczesnego. Żyjąc w ubóstwie stawić musiał czoła pracom najcięższym, został poganiaczem bydła do rzeźni. Świadom, że praca ta nie zapewni mu bytu odnalazł drogę inną, wiodącą przez ocean do Stanów Zjednoczonych. W czasach prohibicji dzięki swoim talentom osiągnął znaczne zyski. Nie pozostał w świecie, który tak hojnie go obdarował, lecz powrócił do miejsca swojego, Lubaczowa. W szlachetnej myśli wspomniał o tych, którzy prosić już nie mogli. Mógł zostać i zapomnieć, nie uczynił tego, wbrew prawom rządzącym światem. Wydrwił prawo zapomnienia.

Inni w swej pysze zatarli wszelkie granice. W 1942r. w Lubaczowie utworzone zostało getto, 6 tysięcy ludzi czekać mogło jedynie śmierci. Jesienią ponad dwa tysiące z nich wywieziono do obozu zagłady w Bełżcu. W styczniu 1943 roku okupant dokonał rzezi na cmentarzu, miejscu wyświęconym przez pamięć i godność człowieka. Nikt nie ogarnie jak wielu ich tam było. Pozostaną chłodne wyliczenia. Od 450 do 2000 tysięcy. Zagubione losy, myśli i nadzieje. Człowiek na kształt cyfry, staje się  zapomnieniem, uwzględnianym niekiedy w statystykach. Cztery lata później rozebrano ruiny synagogi.

Zima tamtego roku była sroga, ziemia zamarznięta. Nie wszystkie ciała mogły spocząć na miejscu kaźni, część została przewieziona  na pola pobliskiego Dachnowa. Zostały rzucone do rowów przeciwczołgowych. Niewielu pamięta. Samotna macewa na kształt pomnika upamiętnia zagładę, oby słowa wykute na niej nie pozostały porzucone przez pamięć.

„Nie znamy waszych nazwisk, lecz zawsze będziecie w naszych sercach. Pamięci Żydów z lubaczowskiego getta oraz innych ofiar holocaustu zamordowanych przez hitlerowskich Niemców w Lubaczowie i okolicach w 1943 roku”

Cmentarz przetrwał wojnę, najboleśniejszy czas. W połowie lat osiemdziesiątych część jego ziemi przejął cmentarz komunalny. Z   pewnością dokonywano na niej pochówków. Przed 1889 r. powiększono nekropolię o obszar, który został odebrany. Jedyny wniosek, brakowało miejsc. Ubogich rodzin nie stać było na kamienne macewy, zastępowali je drewnianymi, po których ślad zaginął. Według wielu świadków na ziemi zagarniętej pogrzebano wielu z rozstrzelanych w 1943 roku. Wytłumaczenie odebrania cząstki nawet najmniejszej brakiem macew jest żałosne.

Upływały kolejne lata. Wiąz rościł prawa, świadom swego majestatu. Chwasty wzbiły się ponad macewy, zawładnęły cmentarzem. Inni bezcześcili ziemię uświęconą. Nikt nie zważał. Obojętność bywa gorsza od zapomnienia.