Alpinista, spadochroniarz, płetwonurek, żeglarz. Edward Dziaduła

Paweł Huba urodzony 12 kwietnia 1983 r., od 39 lat zamieszkały w Cieszanowie, swoimi zainteresowaniami i dokonaniami mógłby obdzielić kilku młodych ludzi. Skromny,
uśmiechnięty, bardzo kontaktowy, wcale nie robi wrażenia człowieka, który w tak młodym wieku sięgnął ekstremalnych szczytów. Świadczy o tym jego wypowiedz dla Życia
Podkarpackiego z marca 2004 r.: Należę do harcerstwa i lubię ekstremalne przygody. Od
dziecka marzyłem aby przeżyć coś dziwnego, coś niespotykanego. Tak pozostało do dzisiaj, nie poddał się szarości życia. Nie wyniósł tego z domu ani ze szkoły podstawowej, bo nie było na to warunków. Uczył się w Zespole Szkół Elektronicznych i Ogólnokształcących im. prof. Janusza Groszkowskiego w Przemyślu, gdzie ukończył technikum telekomunikacyjne. Swoje niecodzienne zainteresowania mógł rozwijać nie tylko w szkole, ale szczególnie w gronie starszoharcerskim, do którego należał od 1999 r. Swoje umiejętności pozwalające mu na spełnienie marzeń o zdobywaniu górskich szczytów rozpoczął od ćwiczeń w pochodzących z I wojny światowej Fortach Przemyskich, wspinaniu się na wysokie drzewa za pomocą lin. W wieku 16 lat odbył szkolenie spadochronowe (jako niepełnoletni potrzebował na to zgody rodziców) w Aeroklubie Podkarpackim w Krośnie i wykonał trzy skoki ze spadochronem. Rozkazem Komendanta Centralnego Ośrodka Lotniczego GK ZHP nadano mu Harcerski Znak Spadochro-
nowy, który upoważniał go do noszenia beretu koloru bordo.

Największych wrażeń dostarczyło wejście na „Dach Afryki” czyli na szczyt Kilimandżaro w listopadzie 2012 r. Do Tanzanii polecieliśmy z kolegą samolotem, na miejscu obowiązkowo musieliśmy wynająć tłumacza i tragarzy. Wchodziliśmy na szczyt cztery dni, a schodziliśmy tylko dwa dni. Cała wyprawa trwała dziesięć dni. Pytam o wrażenia i samopoczucie, bo szczyt leży zaledwie 330 km od równika, więc im wyżej tym roślinność powinna się zmieniać, aż do wystąpienia śniegu, a znaczne wysokości wymagają aklimatyzacji. Tak, od sawanny, po pojedyncze krzewy aż do wystąpienia śniegu na wysokości ponad 4 000 m.n.p.m. Przechodziliśmy krótkotrwałą chorobę wysokościową, wszystko skończyło się dobrze. Na pytanie, czy to jest koniec fascynacji górami, nasz bohater odpowiada, że jest za młody na pisanie wspomnień, ma jeszcze wiele planów, które zamierza zrealizować. Do nich zalicza zdobycie kilku szczytów w wysokich Tatrach oraz wspięcie się na „Dachy Europy” w tym Mont Blanc.

– całość w najnowszym wydaniu-