Skazani na zapomnienie Lidia Świder

 

   Zapadał zmrok, pośród którego dostrzec można było blade płomienie świec zamkniętych w lampionach. Alejki cmentarza opustoszały. Żywi pozostawiali martwych, świadomi, że wkrótce powrócą, aby stanąć nad grobem w zamyśleniu i przywołać wspomnienia najbliższego, który odszedł. W miejscu uświęconym przez szacunek, a nade wszystko przez pamięć. Zmarli prosić już nie mogli o modlitwę i zadumę, a niekiedy westchnienie, rodziny prosiły za nich, w ich imieniu. A każdy z tych, który mógł przywrócić pamięć o zmarłym, zamieszczał epitafium, aby Ci którzy nie znali za życia człowieka, poznali go po śmierci bodaj na chwilę, na minutę poprzez ostatnie wypisane słowa. Aby przystanęli w zadumie, pochylili głowę i odmówili modlitwę.

Wieczny odpoczynek racz im dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci. Niech odpoczywają w pokoju wiecznym. Amen.

  Wielu ludzi, przystawało przy porzuconych grobach, o które rodzina nie mogła już zadbać, bo wszyscy odeszli i nikt nie ostał. Nikt! Ostał się jedynie grób i krzyż. Ostatnia nuta pieśni ludzkiego losu i pamięci o nim. I nic więcej nie pozostanie, z wyjątkiem ubogiej mogiły, ponieważ pamięć ludzka jest ułomna i porzuca zapomnianych ludzi, którzy odchodzili w czasie narodzin nowego pokolenia, dla którego przeszłość niewarta jest wspomnienia.

  O poranku ciszę nekropolii zakłócili ludzie, którzy według woli proboszcza, rozpoczęli znakowanie grobów do likwidacji. Nowe przepisy dopuszczały likwidację, lecz nie wymuszały. Ciężko rozpatrywać te wydarzenia w wymiarze duchowości, bo ta przy hojnych datkach tych, którzy czekają na dogodne miejsce, milknie. Dogodne miejsce to grób bezgranicznie samotnego człowieka, który pozostał sam na świecie po kres życia. W grobie ziemnym, najczęściej blisko głównej alejki. Dla wygody, lecz nie tylko jest pożądany. Aby wszyscy mogli spojrzeć na nowy drogocenny marmur grobowca, na którym będzie wyryte potężnymi literami nazwisko rodziny. Nikt już nie wspomni człowieka, który pierwotnie był pochowany.

  Po dwudziestu latach, rodzina zmuszona jest do zapłaty za kolejne dwadzieścia lat, aby grób nie został zlikwidowany. Jeżeli tego nie uczyni, to na miejscu zmarłego zostanie pochowane ciało nieznanego człowieka.

  Nieopłacone groby zostały oznakowane, podobnie jak Żydzi podczas II wojny światowej. Skazani na likwidację. Cały mechanizm jakże podobny, tamci i Ci nie mogli stanąć w swojej obronie. Wtedy świat milczał, a i dziś milczy.

  Proboszczowie tłumaczą się brakiem ziemi. Cóż za perfidia! Groby zamożnych nigdy nie zostaną tknięte dzięki opłacie. W ich miejscach nie powstanie nowy grób. Bogate rodziny nigdy na to nie pozwolą, zapłacą każdą kwotę, aby ich rodowy grób przetrwał nienaruszony. Dla kościoła nie ma znaczenia, czy pochowani należeli do ludzi zacnych i prawych. Liczą się pieniądze i każda inna, nawet najpiękniejsza pieśń zamilknie wobec datków.

  Grób na końcu alejki należał do najzamożniejszej rodziny w miasteczku. Nie zadała ona sobie trudu, aby przynajmniej zapisać nazwiska i imiona tych, na których kościach postawili lśniący, tandetny grobowiec, przy którym postawiono rzeźbę anioła. Po roku w czasie wichury anioł utracił prawą dłoń, która upadła na znakomity marmur, wymazując mały krzyż przy dacie śmierci człowieka, który spoczął w grobowcu jako pierwszy. Wcześniej, za życia zapłacił sowicie za miejsce, na którym stanął marmurowy grobowiec dla jego rodziny. Spodziewać się wtedy nie mógł, że pochowany zostanie w nim jako pierwszy.

  Na dnie grobowca leżały szkielety ludzi, o których już nikt nigdy się nie upomni. Nie przystanie, nie westchnie i nie popadnie w zadumę. I na tych szkieletach zbudowano grobowiec. Nikt nie zaprotestował, łzy nie uronił, nie pomyślał, nie przeżył chwili zadumy. Nic. Pustka.

  I ci, którzy zbudowali ów grobowiec wierzą w życie wieczne… Najżałośniejsza pieśń jaką znam, to opowieść o tych, którzy pozostawili bezgranicznie samotnego człowieka i nie podali mu dłoni, nie pomogli. A potem na symbolicznych zgliszczach życia drugiego człowieka, budowali swój żałosny wizerunek wobec ludzi.

  Wyróżnia ich jedna rzecz. Uczęszczają na każdą mszę niedzielną. W swych jakże ubogich myślach uważają, że to rzecz najważniejsza, prowadząca do zbawienia. To miłość do drugiego człowieka, będącego na dnie rozpaczy zbawia, a nie „chodzenie” do kościoła, aby Pan Bóg zapisał. Nie zapisze, bądźcie pewni. Na ostatniej drodze ich niedzielne wymarsze do kościoła nie będą mieć znaczenia. Meldunek stawiennictwa na określoną godzinę raz w tygodniu nic nie znaczy. Będą królami na szachownicy życia na chwilę, by uwierzyć, że znaczą cokolwiek. Do czasu. Wkrótce padną słowa: szach-mat.

  Bezbronny człowiek wobec śmierci traci pragnienia i marzenia, ale nikt nie odbierze mu wrażliwości. Czegóż spodziewać się po tych, którzy stratowali pamięć drugiego człowieka dzięki majętności? Oby spojrzeli za życia na równię pochyłą, przypominającą ścieżkę prowadzącą ze stromej góry na niziny. Zapewne jej nie dojrzą, z przyczyny jednej, przez całe życie spoglądali ponad siebie.

  Odnajdą samych siebie pośród pól szachownicy, na których stawiali pionki, lecz nigdy nie rozpoczęli gry. Małe, żałosne figury, które wkrótce również strąci zapomnienie. I to one dokonają zapłaty za pamięć o człowieku, bądź i nie. Uszanowanie grobu drugiego człowieka warte jest po stokroć więcej od modlitwy. Niewielu stać na myśl, aby innych ocalić od zapomnienia. Wielu zaś stać na opłatę za zapomniany grób, który leży najbliżej grobowca waszej rodziny. Ten, przy którym zatrzymywaliście się jako dzieci w Dniu Wszystkich Świętych, w zadziwieniu, że nikt nie zapalił świeczki. Aby nigdy nie zagasła w was wrażliwość i miłość do drugiego człowieka, który często pozostaje bezgranicznie samotny za życia, a i po śmierci.

  Nie odnajdę nigdy usprawiedliwienia dla proboszczów, którzy podjęli decyzję o likwidacji zapomnianych grobów, dlatego tylko, że nie zostały opłacone. Jest to najczęściej garstka na każdym cmentarzu. Pozostaje na nich zapomniany krzyż z wizerunkiem udręczonego Chrystusa. Jeżeli nie zostanie uiszczona opłata, to i on wraz z krzyżem trafią do grobu, w którym spoczywają szczątki doczesne człowieka. Jakże ciężko dziś odnaleźć miłosierdzie wśród drugiego człowieka, a zwłaszcza wtedy, kiedy tym drugim człowiekiem jest ksiądz, który skazuje ludzkie losy na zapomnienie.

  Jestem ciekawa, w jaki sposób ksiądz, który parę dni wcześniej wyznaczył groby do likwidacji, wytłumaczy nazajutrz, w dniu pogrzebu anonimowego, ubogiego człowieka, jego rodzinie, czym jest pamięć o zmarłym.

Lidia Świder