Czy nas na to stać? Zdzisław Zadworny

W latach „demokratycznej dyktatury proletariatu” znana była anegdotka o pracowniku zakładu państwowego Łucznik. Firma ta była producentem doskonałych maszyn do szycia, które były towarem deficytowym, bardzo rzadko goszczącym na półkach sklepowych. Otóż pracownik ten, w typowy wówczas sposób postanowił złożyć swojej żonie taki sprzęt z części wyniesionych z zakładu. Niestety, jak poskarżył się sąsiadowi: ilekroć próbował z części ukradzionych z zakładu złożyć maszynę do szycia, tylekroć wychodził mu karabin. Bowiem w rzeczywistości głównym produktem tejże fabryki były karabiny wojskowe i było to objęte tajemnicą państwową.

Ówczesne państwa bloku wschodniego będące w strefie wpływów Związku Sowieckiego od 30-50% wydatków państwowych przeznaczały na zbrojenia. W wyniku tego ciągle brakowało podstawowych artykułów spożywczych, sprzętu gospodarstwa domowego oraz innych produktów codziennego użytku. Zarówno ubogie społeczeństwo polskie, jak i nasi
sąsiedzi za zbrojenia związane z Zimną Wojną płacili niskim standardem życia. W efekcie tego, co kilka lat wybuchały strajki robotnicze, w tym największy, w wyniku którego powstała „Solidarność”. Przypomnijmy, że pierwszym postulatem było żądanie podwyżki, a dopiero dalej pojawiły się żądania utworzenia wolnych związków zawodowych.

Często podkreślam, że warto znać historię, bo niestety, ale ta się powtarza. Od wybuchu pełnoskalowej wojny na Ukrainie w 2022 roku, świat coraz szybciej zwiększa wydatki na zbrojenia. Obecna skala przekroczyła już poziom wydatków z czasu wyścigu zbrojeń z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych i stale rośnie. USA w 2024 roku na obronność przeznaczyła prawie bilion dolarów. My, w Polsce ciągle słyszymy o tym, że jesteśmy prymusami. Wielu z zachwytem graniczącym z uwielbieniem słucha pochwał, których nie
szczędzi nam prezydent Trump. Przywódca światowej potęgi za kontrakty z amerykańskimi firmami zbrojeniowymi puszcza oko do prawicowej części naszego narodu, ganiąc przy tej okazji Niemcy czy inne kraje Zachodniej Europy. Tymczasem rzeczywistość nie jest taka, jaką „wyznawcy trumpizmu” chcieliby wykreować. Procentowo i owszem, bardzo zwiększyliśmy wydatki na obronność, ale robimy to na kredyt. Natomiast ci pogardzani Niemcy wydali w roku ubiegłym na wojsko ponad 88 mld dolarów, przy naszych wydatkach na poziomie 38 mld dolarów. Ich było na to stać bez zwiększania dramatycznie deficytu budżetowego. Na marginesie, chcę poinformować czytelników, że wydatki na obronność z budżetu Ukrainy to 64 mld dolarów.

Stare przysłowie mówi, że „zanim gruby schudnie, to chudy umrze”. Gospodarce naszej ukochanej Rzeczpospolitej bardzo daleko jest do kapitału, jakim dysponują Niemcy czy
Francja. Dlatego zamiast kreować z nich kolejnych wrogów, powinniśmy myśleć jak wykorzystać ich potencjał do obrony wschodnich granic Unii Europejskiej, czyli granic Polski. Stan wojenny z sąsiadami z zachodu jaki proponuje nam prezes PiS to rzeczywistość, jaką już przeżywaliśmy. I znów, zamiast żelazka będziemy mieli karabin. Czy naprawdę tego chcemy? Lub inaczej: czy nas na to stać?