Magia słów, czyli o istocie życzeń świątecznych Waldemar Czachur

Za kilka tygodni zasiądziemy do wigilijnego stołu. Wśród zapachu karpia i świerkowych gałązek padną znajome formuły: „Zdrowia, szczęścia, radości, pomyślności”. Niby zwyczaj, niby rytuał, a jednak coś więcej. Bo choć wiemy, że słowa nie gwarantują zdrowia ani
szczęścia, to i tak wypowiadamy je z przekonaniem. Dlaczego? Co sprawia, że życzenia są tak ważnym elementem świąt, naszej kultury, a w gruncie rzeczy – naszego człowieczeństwa?

Życzenia to nie tylko grzecznościowa formuła. To akt performatywny, inaczej: sprawczy. Mówiąc, działamy. Słowa mogą zmieniać rzeczywistość. Przykład? Gdy urzędnik lub ksiądz udziela ślubu, przyjmując przysięgę małżonków, ustanawia małżeństwo. Gdy prezydent składa podpis pod ustawą, tworzy nowy porządek prawny. Moc sprawcza języka nie jest metaforą, to fakt. Podobnie dzieje się, gdy składamy życzenia. Choć nie nadają one tytułów ani stanowisk, potrafią zmienić nasz nastrój, relacje i sposób, w jaki widzimy świat.

Działają, bo wypowiadając je, przenosimy się w obszar wspólnoty, a to zawsze ma moc.
Wbrew pozorom, świąteczne życzenia mają długą i zaskakującą tradycję. Ich rodowód sięga czasów, gdy ludzie wierzyli, że słowo ma moc magiczną. Dawniej klątwy, błogosławieństwa i zaklęcia miały wpływać na rzeczywistość, sprowadzać deszcz, chronić przed chorobą, zapewniać urodzaj. „Niech Cię piorun trzaśnie!”, „Oby Ci się wiodło!” –
to językowe ślady tej wiary. Kluczowe były w nich słowa „niech”, „oby”, „bodaj” – z dawnego „Bog daj”, czyli „daj Boże”. Ta magia przetrwała w zmienionej formie. Dziś już nie rzucamy uroków, ale gdy łamiemy się opłatkiem, wypowiadamy dobre słowa z tą samą wiarą, że coś dzięki nim się stanie. I choć nie zdajemy sobie z tego sprawy, wciąż kierujemy
się tym samym pragnieniem, by słowo niosło dobro.

– całość w najnowszym wydaniu-