Samotność Lidia Świder

 

  Żyjemy w świecie zakłamania, fałszu i obłudy, w świecie bezgranicznej samotności człowieka pragnącego rozmowy z drugim człowiekiem, który najczęściej milczy. Rozmowę utkaną z potrzeby serca i boleści zastąpił świat, który nie zważa na tych, którzy cierpią po stokroć bardziej i odczuwają w każdym zakamarku duszy kłamstwo. A nade wszystko zaprzedanie tych, którzy zatracili swoją godność w imię poklasku.

 Narodziny naszego wieku nie czekały na wielkie myśli, poematy i słowa, które zapadną w pamięci na wieki. Zastąpił je bezmyślny tłum, beznamiętny, otępiały, który zaprzeda wszystko w imię wizerunku. A wszystko, co niegdyś skrywało największe tajemnice ukryte w intymności człowieka, zostało obnażone wszem wobec. Zatarte zostały granice, których nigdy nie przekroczyłby człowiek, który w swym ubóstwie upadał, lecz nigdy się nie zaprzedał.

 Dopóki internet nie owładnął światem, mierna i pospolita myśl nie miała prawa wybić się ponad przeciętność. Nigdy wcześniej ludzie nie byli równie samotni jak dziś. A i nigdy wcześniej nie cierpieli na chorobę bezgranicznej samotności, lęku i niezrozumienia pośród świata, nazwaną depresją. Otumanieni przekazem płynącym z wszelkich dostępnych kanałów, uwierzyli w świat doskonały, wykreowany często przez miernoty nie mające nic do powiedzenia, lecz do pokazania. Prostak zbyt ubogi jest w swym umyśle, aby wyrazić twórczą myśl, zatem obnaża swoje życie przed bezmyślnym tłumem. Jakże żałosny i pusty musi być świat człowieka, który otwiera drzwi do swojej prywatności wszem wobec, aby każdy mógł wejść.

 Cóż się stało z ludźmi, a i ze światem, który przyzwolił na nicość, a nade wszystko na samotność drugiego człowieka pośród ludzi. Czas został wymierzony, podzielony na bezmyślne sekwencje seriali, które ogląda bezmyślny tłum, wierząc w wykreowany świat. Kolejna sekwencja to akrobacje taneczne, nazwane przez producenta tańcami z gwiazdami. Cóż się dzieje, kiedy pospolity, pozbawiony talentu człowiek aspiruje do miana gwiazdy? Wtedy tłum przyzwala, ponieważ jest bezmyślny, wierzy w jedyny przekaz. Dożyliśmy czasów, w których bezgranicznie samotny człowiek żyje cudzym życiem, porzucając własne. Można mnożyć kolejne sekwencje, a każdej z nich towarzyszy upadek myśli i sprzedaż wizerunku na targu próżności. Intymność człowieka została wystawiona na pokaz, na każdym symbolicznym straganie, ku uciesze gawiedzi.

 Domy bez książek, bez myśli i miłości wpisały się w krajobraz XXI w. Stworzone przez architektów wnętrz, obcych ludzi, którzy urządzają przestrzeń duchową człowieka. Szukam na próżno tej duchowości, bowiem kolejne domy przypominają te mijane na każdej ulicy parę chwil temu. Pokoje, salony, mniejsza z nazewnictwem, również nie różnią się od siebie. Współczesny minimalizm nie dotknął jedynie wnętrz domów, lecz duchowości człowieka.

 W jednym z domów niewpisujących się w sztuczny, wykreowany krajobraz, zamieszkał człowiek pragnący ucieczki od zgiełku życia. Niegdyś zawierzył ludziom. W swej uczciwości i prawdzie wybudował wieżę wiary i nadziei, niestrudzenie dokładając kolejny kamień pod fundamenty swojego jestestwa, aby nikt wtargnąć nie mógł i wyburzyć. Jedynym jego pragnieniem było napotkanie myślącego i uczciwego człowieka, z którym mógłby spędzić choć ułamek swego życia na rozmowie twórczej, wykluczającej głos tłumu. A ponad wszystko, którego mógłby umiłować. Nie odnalazł. Sięgał wielokroć po wiekowy księgozbiór ojca, z namaszczeniem dotykał każdej z kolejnych kart z dzieł największych myślicieli i filozofów, jednakże nie odnalazł odpowiedzi na pytanie odwieczne. Dlaczego człowiekowi tak trudno odnaleźć część swojej duszy w drugim człowieku? A jakże często będąc z kimś, pozostaje się po kres życia samotnym i niezrozumiałym.

 Nazajutrz przyjechała do niego rodzina. W zasadzie bez celu, lecz z obowiązku nakreślonego przez stawiennictwo. Nikt nie miał sobie niczego do powiedzenia, aby zagłuszyć niezręczną ciszę, spoglądali na swoje telefony, niekiedy na zegar, który wybijał kolejne godziny. Matka trwożnie spoglądała na syna, pragnęła zadać tysiące pytań, lecz wiedziała, że on nie odpowie. Blisko niej siedział mąż, który również milczał z bezradności, od wielu lat rzadko rozmawiał z kimkolwiek, najczęściej śledził wymyślone historie ludzkich losów w serialach. Zanikło u nich pragnienie bliskości i rozmowy, stali się sobie obcy i martwi za życia. Zadziwiające, zdołali odnaleźć uczucie dla zbłąkanego psa, którego przygarnęli i ukochali ponad samych siebie. Mając siebie tak blisko, tulili i całowali zwierzę, zapominając, że tuż obok jest człowiek, pragnący ujęcia dłoni i bodaj jednego dobrego słowa.

 O zmierzchu najbliżsi sobie ludzie rozeszli się do swoich martwych domów, w których panowała samotność. Przestępowali próg, aby wejść do labiryntu zagubienia prowadzącego donikąd. W oddzielnych sypialniach zasypiali w rozpaczy, świadomi, że najbliższy im człowiek nie spojrzy na nich z miłością, nie wypowie słów prowadzących do pojednania. Przerażała ich jedna myśl, niewypowiedziana, pełna lęku i trwogi, myśl o bezgranicznej samotności przypominającej godziny wybijane przez zegar na wieży kościelnej.

 Nie odnajdując bliskości, spoglądali na ludzi z wirtualnej przestrzeni, którzy pragnęli zaistnieć kosztem innych, dzięki przekazowi, który nie wnosił najmniejszej wartości. Paradokumenty, seriale i wszelkie reality show z kretynami, których zapewne powinnam określić łagodniej. Nie uczynię tego, ponieważ mam prawo, jak każdy człowiek do oceny ludzi, którzy zaprzedali siebie, aby w swej bezmyślności zaistnieć.

 Udając się na spoczynek przywoływali swoją przeszłość, kiedy byli szczęśliwi i ufni wobec ludzi. Pełni nadziei ujmowali drugą dłoń, aby udać się dalej i nie przystanąć. Porzucone zostały pragnienia w imię toczącego się życia i narodzin dzieci, które wkrótce zapomną i odejdą. A kiedy pojawią się, będą pełne roszczeń i pretensji o rzeczy, które jeszcze nie przynależą do nich. Odchodząc, nie ucałują rodziców z miłością, bowiem zapomnieli, czym jest najgłębsze uczucie i szacunek. Pozostaną zdjęcia ułożone na kominku, półkach, a i wszędzie indziej, gdzie pomieści się fotografie, lecz nie człowieka, który utuli w swej miłości drugiego. Fotografie zastąpiły najbliższych, aby wciąż wspominać i pamiętać o tych, którzy zapomnieli o nas.

 Koszmarem naszego życia stała się samotność, przypominająca głaz toczący się z oddali, który wkrótce spadnie na bezbronnego człowieka, przygniecie swym ciężarem wiarę i nadzieję, toczyć będzie się dalej, tratując nawet najmniejsze pragnienia. Potoczy się dalej, ku próżni, wokół tańca chochołów.

                                                                                                             Lidia Świder