Próg pamięci Lidia Świder

Cmentarz zatopiony w ciemnościach, pozostawiony w zapomnieniu. U progu jego wspomnień brama otwarta, w swym bogactwie uboga, wiodąca ku alejkom, na których straży stały niegdyś lipy. Grobowce na nich zmurszałe, porzucone przez pamięć, lecz nie przez czas, który odlicza lata osamotnienia.

Lipy zostały ścięte pewnego dnia, dzieląc los tych, którzy spoczęli w ich cieniu. Wadzić nie mogły szczątkom doczesnym, nie powinny więc zostać oskarżone i zgilotynowane. Wyrok zapadł w lecie. Tłum kobiet, których umysł nie wzbije się już nigdy ponad to, co każdy głupiec dostrzec może, nie sięgając głębi, nakreślił parę zdań skargi. Drzewo, symbol nieśmiertelności, zostało obwinione za jesienną utratę liści.

Granitowe, wypolerowane płyty nagrobne świadczą o zamożności tych, którzy nie odeszli jeszcze. Większość bez skazy najmniejszej, zadbana i zaimpregnowana, lśniła blaskiem, podobnym do blichtru. Troska nie mogła dotyczyć już zmarłego. Najboleśniejsze, że rodzina nie okazywała jej z takim poświęceniem za życia, kiedy mogła jeszcze.

Jesienią nie opadły już żadne liście, nie ukryły szkarady sztucznych wiązanek kwiatów i plastikowych zniczy. Wiatr, którego powstrzymać nie mogły już konary lipy, unosił lekkie lampiony, rozsiewając je wokół. Wiele z nich, wciąż palących się sztucznym, ledowym płomieniem, porzucił przy kostnicy, pustej, jak i cały cmentarz po zmroku. Z wyjątkiem jednej skulonej postaci, której nikt nie mógłby dostrzec.

Na końcu alejki przy świeżo zasypanym grobie pozostał starzec, w dłoni trzymał świecę, krople wosku powoli spływały po jego dłoniach, przypominały sączącą się krew. W swej szlachetnej i pięknej myśli pragnął otulić ciepłem świecy ciało najbliższej mu istoty, które spoczęło parę dni wcześniej w zimnym, ciemnym dole.

Nie przyznał się nikomu, nie obawiał się posądzenia o śmieszność, nie obawiał się już niczego. Coraz rzadziej napotykał ludzi prawych i bezinteresownych, w miejscu ich serca odnajdywał menzurkę, którą odmierzali niemal wszystko. Każdy milimetr korzyści własnej pozostawiał na jej powierzchni kolejny ślad. Nie chcąc kłamać, najczęściej milczał. Pojął, że wypowiedziana prawda obraża ludzi, którzy żyją wyobrażeniem o własnym życiu, lecz nie życiem prawdziwym. Świadom był, że nigdy nie przyjmą racji innych, nie pomyślą, nie zastanowią się. Pochowani zostaną za życia w grobowcach przytłoczonych masywną płytą zachwytu nad samym sobą i usprawiedliwieniem najbliższych. Być może nigdy się nie przebudzą.

Starzec na grobie żony nie pozostawił świecy, której płomień symbolizował ogień u dawnych Słowian. Nie uległ tradycji ludowej, obrzędowi dziadów, z którego Mickiewicz wniósł wiele do II części swego dramatu, dlatego tylko, bo sprzyjało to wyobraźni poety.

Guślarz nie odegna kolejnych zjaw. Kruk i sowa wspomną o złym panu, który nie okazał miłosierdzia i litości. Drapieżne ptaki krążyć będą nad nim każdego dnia.

***

W dniu Wszystkich Świętych, przy bramie cmentarnej, na kształt kramów, pojawiły się niezliczone stoiska. Ustawiono na nich tysiące zniczy, które swym kształtem, kolorem i motywem zadziwiały gawiedź szukającą lampionu, który wyróżni się spośród innych. Potężne, obszerne, przypominające wazę niedzielną, cieszyły się powodzeniem, któremu mogłyby sprostać mniejsze, udekorowane najczęściej różami, lecz nie tylko nimi.

Indywidualność przepadnie w tłumie, porwana zostanie przez jego siłę i bezmyślność. Podąży za innymi, czując się zniewoloną, przystanie przy kolejnym kramie. W dniu szczególnym, który przypomina jarmark, nie zaprotestuje, lecz stanie się na podobieństwo innych. Nie odnajdzie delikatnych chryzantem złocistych. Nie czas i miejsce na nie, nie czas na pieśń wrażliwą.

Chryzantemy żółte, w kolorze bezmyślnym, uwodziły i przywodziły wszystkich tych, którzy nie myśleli o zmarłych. Siebie samych stawiali ponad nimi. Pragnienie wyróżnienia się przesłania często inne pożądania. Niezauważone przez innych, traci na swej wartości.

W dzień święta zaistnieć mogli wszyscy, nie liczyła się pamięć o zmarłym, lecz jej iluzoryczne okazanie, które wyprowadzało z targu próżności wprost do miejsca uświęconego. Na starych cmentarzach, pochód odświętnie ubranych ludzi podążał do miejsc spoczynku swych najbliższych. Na myśl nie przyszło im, że stąpają po szkieletach zapomnianych, porzuconych przez tych, którzy troski najmniejszej okazać nie mogli, ponieważ odeszli.

Bezrefleksyjność stała się normą. Wszechobecna bezmyślność czeka swych praw. W niemym przyzwoleniu ludzie czczący złotego cielca, składali hołd każdego dnia rzeczom, które nabyć można na najbliższym straganie. Symboliczna to myśl dla tych, którzy nie pojmują.

Jedna z rodzin rozliczyła się między sobą po wyjściu z cmentarza. Nie wymieniali myśli, lecz paragony. Przyglądali się im z uwagą i skupieniem, obliczali i kalkulowali, na koniec uznali, że ponieśli stratę dotkliwą. Śmierci ojca nie nazwali w ten sposób. Każdy z nich w dniu jego odejścia uwolnił się od jarzma. Odetchnęli wtedy z ulgą, której nie towarzyszyła radość, lecz spokój.

Jeden z braci wspomniał o rzeźbie anioła, o którą prosiła matka. Pozostali spojrzeli na niego wrogo, nie spoglądnęli ponad siebie, nigdy tego nie czynili. Nie opuścili powiek, tylko przymknęli małe, chytre oczy, udając, że słów nie usłyszeli. Przypatrywali się z ciekawością ludziom, którzy podobnie, jak i oni pragnęli być zauważonymi.

Po powrocie do domu rodzinnego, w którym pozostała jedynie ich najmłodsza siostra, nie wspominali rodziców. Czekali podania przez nią strawy. Towarzyszyła im niecierpliwość, każdy z nich pragnął opuścić jak najszybciej dom, w którym się narodził. Spełniony został obowiązek stawienia się w miejscu nakazanym.

Pamięci o najbliższym nie sposób zapisać w kalendarzu, nie ustanowi kolejnego święta, nie wyznaczy jej żadna data. Trwać może nieprzerwanie przez całe życie, nie zważając na los, który okaże łaskę, bądź porzuci.

Starzec w dniu Dekoracji Grobowej Płyty, zwanym dniem Wszystkich Świętych, pozostał w domu. Nie chciał brać udziału w spektaklu, w którym żywi odgrywali główną rolę. Spoczął przy kominku, spoglądał na płomienie ognia, które odnajdywały własną drogę. Nie sięgnął po zdjęcie najbliższej mu istoty. Pozostała w jego pamięci, w myślach. Napotykał ją każdego dnia.

Nie pozostawił na jej grobie donicy ze sztucznie wyhodowanymi chryzantemami. Parę dni wcześniej położył białą lilię, która obumarła w dniu określonym przez kalendarz, lecz nie przez pamięć.

Bezmyślny tłum osądził. Uznał grób za zaniedbany i porzucony.

Lidia Świder